Indie na motocyklu. Motocyklem przez najwyższe przełęcze w Himalajach: Ladakh, Zanskar i Kasmir. Pamiętnik podróży.
Nasza wyprawa motocyklem przez Indie, w drodze do Leh, pełna była nieoczekiwanych zwrotów akcji i wyzwań, które towarzyszyły nam na każdym kroku. Pokonując jedną z najwyższych przejezdnych przełęczy na świecie – Taglang La, mierzyliśmy się z deszczem, zimnem i śniegiem, co tylko podkreślało surowość himalajskiego krajobrazu. Mimo trudnych warunków, spotkania z innymi motocyklistami, w tym Polakami, dodawały nam otuchy i motywowały do dalszej jazdy. Przybycie do Leh okazało się upragnionym wytchnieniem, z leniwymi dniami spędzonymi na zwiedzaniu buddyjskich klasztorów i cieszeniu się lokalnymi festiwalami. W międzyczasie próbowaliśmy wjechać na Khardung La, najwyższą dostępną przełęcz, choć śnieg i lód skutecznie uniemożliwiały nasz postęp. Nasza podróż przez himalajskie doliny to jednak nie tylko walka z trudnym terenem, ale także wyjątkowe spotkania z miejscową kulturą i religią. Każdy dzień przynosił nowe odkrycia – od buddyjskich monasterów po urokliwe wioski doliny Zanskar. Ta przygoda to prawdziwe połączenie adrenaliny, duchowości i niezapomnianych widoków, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci.
Indie na motocyklu – w drodze do Leh. Podbój przełęczy Taglang La
Rano pogoda nas niemiło zaskakuje – pada deszcz, a góry są zasnute chmurami. Musimy pokonać przełęcz Taglang La (5330 m n.p.m.), jedną z najwyższych, przejezdnych przełęczy na świecie. Na dodatek Hindusi wstają o 5:30 i budzą wszystkich dookoła, choć sami wyjeżdżają dopiero o 8 rano, razem z nami.
Po szybkim lokalnym śniadaniu ubieramy się w przeciwdeszczowe rzeczy i ruszamy na pierwszy podjazd na rozległy płaskowyż. Już na podjeździe wyprzedzamy wszystkie Enfieldy. Płaskowyż przypomina trochę krajobraz centralnego Tybetu. Drogi są podobne, czyli ich nie ma, i jedzie się po wyjeżdżonych śladach. Szutrowe drogi pozwalają nam na całkiem szybką jazdę, na pewno szybszą niż po serpentynach.
W połowie płaskowyżu robimy dłuższy, przymusowy postój na herbatę – czekamy na Alberto, który gdzieś po drodze się przewrócił i zbierał manatki. Gdy w końcu się zbieramy, ruszamy na podbój Taglang La. Droga jest cały czas szutrowa, musimy wyprzedzić sporo ciężarówek, w tym konwój wojskowy.
Nieprzyjazne warunki pogodowe
Deszcz pada coraz mocniej, a kilkaset metrów przed przełęczą zamienia się w śnieg. Zaczynamy obawiać się powtórki z tadżycko-kirgiskiej granicy, gdzie pokonywaliśmy przełęcz w głębokim śniegu. Na szczęście śnieg na drodze jeszcze nie zalega, choć wszystko dookoła jest białe. Musimy jak najszybciej pokonać przełęcz, więc nie zatrzymujemy się nawet na zdjęcia. Zjeżdżamy na drugą stronę, bez przedzierania się przez zaspy. Tylko szron na kaskach i szybach motocykli przypomina o mrozie.
Za przełęczą, przemoczeni, zatrzymujemy się na lunch. Dalsza droga do Leh jest już łatwiejsza – asfalt wzdłuż rzeki Indus. Niestety, kilkanaście kilometrów za przełęczą Alberto łapie gumę. Wymiana dętki zajmuje nam trochę czasu, ale to ma swoje plusy. Kiedy pracujemy nad zmianą dętki, pojawiają się dwa motocykle marki KTM – to Polacy, Mariusz Reweda i Tomek z “kilometr.pl”. Co za spotkanie! Jak dotąd Polaków spotykaliśmy naprawdę niewielu.
Przybywamy do Leh
Do Leh jedziemy już razem, w pięć motocykli: dwa KTMy, Antonio na Hondzie Transalp i my na Hondach Africa Twin. W Leh udaje nam się znaleźć przyjemny hostel w centrum starego miasta, z ogrodem, gdzie możemy zaparkować nasze sprzęty. W hostelu spotykamy kolejną Polkę – Sylwię, więc zbiera się nas całkiem spora grupa. Wieczór spędzamy na pogawędkach w lokalnej knajpie, serwującej (podobno) najlepsze momo, czyli pierogi w Indiach.
Momo to popularne pierogi w Indiach, szczególnie w regionach himalajskich, takich jak Ladakh, Sikkim czy Dharamsala. Są one inspirowane kuchnią tybetańską i nepalską. Wypełniane są różnymi farszami, najczęściej mięsnymi (kurczak, baranina) lub warzywnymi, i mogą być gotowane na parze, smażone lub pieczone. Momo często podaje się z ostrymi sosami lub zupą, co nadaje im wyjątkowego, pikantnego smaku.
Kolejne dni to leniwe zwiedzanie Leh i zakupy. Mariusz z Tomkiem mogą zostać tylko jeden dzień, bo kiepsko stoją z czasem. Sylwia wylatuje do Polski 2 września. My leniuchujemy i układamy dalszą trasę, która oczywiście zmienia się trochę w stosunku do pierwotnego planu. Mamy też sporo szczęścia, bo dokładnie w dniu naszego przyjazdu zaczyna się lokalny festiwal. Możemy oglądać taniec mnichów w maskach, parady różnych odłamów Ladakhijczyków i posłuchać lokalnej muzyki.
Kultowa przełęcz Khardung La
Przez trzy dni próbujemy wjechać na podobno najwyższą dopuszczoną do ruchu kołowego przełęcz na świecie – Khardung La (5600 m n.p.m.) i przejechać na drugą stronę, do Doliny Nubra. Wjazd na przełęcz wymaga rejestracji na policyjnym punkcie kontrolnym. Za każdym razem, gdy docieramy do punktu kontrolnego, okazuje się, że dalsza droga jest zamknięta z powodu śniegu lub lodu.
Ostatnie noce rzeczywiście były deszczowe w Leh, co oznacza, że w górach padał śnieg. Przynajmniej doskonale poznaliśmy połowę drogi do przełęczy. Nie przejmując się specjalnie sytuacją, postanawiamy zwiedzać buddyjskie klasztory w dolinie Indusu, po stronie Leh. Klasztorów jest tu naprawdę dużo, więc jest w czym wybierać.
Jeden dzień spędzamy na rozmowach z mnichami i oglądaniu pięknych buddyjskich budynków sakralnych w Shey, Thiskey i Hemis. Poza tym, w dolinie odbywają się różne przedstawienia związane z lokalnym festiwalem. W jednym z klasztorów w Leh trafiamy na tradycyjny taniec w maskach, celebrowany przez mnichów co roku podczas festiwalu. Atmosfera jest hipnotyzująca, choć w skupieniu przeszkadzają nam „krwiożerczy turyści i reporterzy” z ogromnymi aparatami.
Codziennie chodzimy jeść do naszej ulubionej lokalnej knajpki. Właściciele znają nas doskonale, a lokalni bywalcy przestali się dziwić na nasz widok. To są bardzo kulturalno-kulinarne trzy dni w Leh.
Indie na motocyklu: Droga z Leh do Kargil
Droga z Leh do Kargil okazuje się całkiem niezła – większość asfaltowa, choć oczywiście nie brakuje też wybojów i kurzu na remontowanych odcinkach. Przez jakieś 80 km musimy zmagać się z kurzem, co przy 240 km trasy nie jest najgorszym wynikiem. Przejazd przez małe wioski jest bardziej mozolny – wąsko, tłoczno, a ludzie na drodze zmuszają nas do ciągłego zwalniania.
Widoki są jednak wspaniałe. Meandrująca rzeka Indus wśród surowych skał oraz kilka spektakularnych buddyjskich monasterów, takich jak Alchi i Lamayuru, zachwycają nas. Te buddyjskie świątynie pochodzą z XI wieku, a ich naścienne malowidła wciąż zachowały się w doskonałym stanie. W okolicach Lamayuru droga, wyżłobiona w skale, prowadzi przez dwie przełęcze, każda na wysokości około 4000 metrów. Mijanie ciężarówek w takich warunkach czasem dosłownie na milimetry, jest nie lada wyzwaniem.
Tego dnia jedziemy we dwójkę, ponieważ Alberto planuje wyruszyć z Leh później i nas dogonić. Dzień jest długi i męczący, a do Kargil docieramy około 18:00. Kargil to pierwsze większe muzułmańskie miasto na naszej indyjskiej trasie. Meczetów jest tu sporo, a nawoływania muezinów słychać co kilka godzin. To miasto nie jest jednak miejscem, gdzie chcemy dłużej zostać. Po jednej nocy w hotelu, zostawiamy tam część rzeczy i ruszamy w kierunku doliny Zanskar.
Dolina Suru i Dolina Zanskar
Czeka nas kilka dni jazdy po wyboistym terenie Doliny Suru i Doliny Zanskar, gdzie asfalt jeszcze nie dotarł. Dolina Zanskar jest uważana za jedną z najbardziej odciętych i nieskażonych cywilizacją dolin w Himalajach. Można do niej dojechać jedynie drogą od strony Kargil, a potem trzeba wracać tą samą trasą. Z pozostałych kierunków można dotrzeć do doliny jedynie szlakami pieszymi lub zimą, po zamarzniętej rzece Zanskar. Na pierwszy dzień planujemy pokonać niewiele ponad 100 km, chcąc zobaczyć, jak szybko uda nam się przemieszczać.
Niestety, droga szutrowa nie jest zbyt łaskawa. Miejsca, gdzie jest szuter, pokonujemy sprawnie, ale na wielu odcinkach musimy radzić sobie z kamieniami, a czasem nawet małymi głazami. Widoki w dolinie Suru są oszałamiające. Szczególnie malownicze są ośnieżone szczyty siedmiotysięczników Nun i Kun.
Od około 2021 roku do Doliny Zanskar można dotrzeć z trzech stron: od Lamayuru, wzdłuż rzeki Zanskar, oraz od strony Jispa przez Przełęcz SirSir La. Tradycyjne szlaki piesze są stopniowo przekształcane w drogi dla pojazdów mechanicznych. Początkowo były to trasy szutrowe, które są coraz częściej asfaltowane. Od 2023 roku MotoBirds organizuje wyprawy motocyklowe po wszystkich tych trasach. Choć Dolina Zanskar nie jest już tak odcięta od świata, a cywilizacja stopniowo zmienia jej charakter, nadal pozostaje jedną z najbardziej malowniczych i emocjonujących tras w Himalajach.
Przybycie do wioski Rangdum
Wieczorem docieramy do wioski Rangdum. Kilka kilometrów za nią, na skale wyrastającej z dna doliny, znajduje się pierwszy buddyjski monaster. To dziwne uczucie – pierwsza część doliny Suru jest muzułmańska, a w wioskach widać tylko meczety. Potem przejeżdżamy przez niewielką przełęcz i nagle meczety znikają, a na ich miejsce pojawiają się buddyjskie świątynie. Mnisi w monasterze są bardzo przyjaźni i wydają się spragnieni kontaktu ze światem zewnętrznym. Pozwalają nam spać w jednej z izb klasztoru, co oznacza naszą pierwszą noc w buddyjskim klasztorze!
Indie na motocyklu. Przejazd przez Dolinę Zanskar – w drodze do Padum
Noc w buddyjskim klasztorze jest wyjątkowa, a poranne widoki z okna są jak z marzeń. Po szybkim śniadaniu (musli z naszych zapasów) ruszamy w stronę właściwej Doliny Zanskar. Oddziela nas od niej jedna przełęcz na wysokości 4300 metrów.
Droga na szczęście staje się mniej kamienista, bardziej szutrowa, co pozwala nam jechać szybciej. Przełęcz pokonujemy bez większych problemów, a Dolina Zanskar rzeczywiście okazuje się dzika i nietknięta czasem. Wioski, które mijamy, wyglądają tak, jakby niewiele zmieniły się od setek lat. Na stromych himalajskich zboczach widzimy jaskinie, które przez wieki służyły do medytacji.
Niestety, pogoda trochę się psuje – słońca brak, choć na szczęście nie pada. Bez zbędnego ociągania docieramy do Padum, największego miasteczka w dolinie. W porównaniu do reszty miejsc, Padum wydaje się całkiem cywilizowane. Znajdujemy nawet kafejkę internetową z satelitarnym połączeniem!
Samo miasteczko nie zachwyca, ale jest doskonałą bazą wypadową do zwiedzania monasterów w dolinie. Następnego dnia wyruszamy na dwóch motocyklach – Jurka i Alberto (mój zostaje w Padum, żeby oszczędzać paliwo na powrót) i zwiedzamy dolinę. Najpierw odwiedzamy monaster Karsha – najstarszy i największy w dolinie, przylepiony do pionowych skał zbocza. Mnisi są otwarci i przyjaźni, co pozwala nam dowiedzieć się więcej o historii klasztoru.
Monaster Karsha to największy i najstarszy klasztor w dolinie Zanskar, położony na zboczach gór, z których rozciąga się imponujący widok na dolinę. Założony w XI wieku, klasztor Karsha jest ważnym ośrodkiem buddyzmu tybetańskiego, znanym z pięknych malowideł ściennych i licznych kaplic. W klasztorze mieszka kilkudziesięciu mnichów, a jego atmosfera emanuje spokojem i duchowością. To jedno z najbardziej urokliwych i mistycznych miejsc w całym regionie.
Następnie jedziemy do monasteru Stongde, który jest jeszcze bardziej odizolowany od świata. Na koniec odwiedzamy żeński monaster w Zangla. Buddyjskie żeńskie klasztory są skromniejsze i biedniejsze niż męskie, ale równie piękne. Trafiamy na lekcje małych mniszek, co przynosi wszystkim sporo śmiechu.
Monaster Stongde to drugi co do wielkości klasztor w dolinie Zanskar, położony na malowniczym wzgórzu, z którego roztacza się widok na okoliczne góry. Założony w XI wieku, Stongde jest znany z bogato zdobionych wnętrz oraz licznych kaplic, które przyciągają pielgrzymów i turystów. Atmosfera klasztoru, otoczona ciszą i majestatem przyrody, sprzyja kontemplacji i duchowemu skupieniu. To miejsce, gdzie historia i religia splatają się w harmonii, tworząc niezwykły klimat.
Żeński monaster w Zangla to niewielki klasztor w dolinie Zanskar, położony na uboczu, w otoczeniu surowych himalajskich krajobrazów. Jest skromniejszy i mniej zamożny niż męskie klasztory, ale jego prostota i duchowość mają wyjątkowy urok. Miejsce to jest zamieszkane przez mniszki, które oddają się codziennym modlitwom i pracy, prowadząc życie w odosobnieniu. Wizyta w tym klasztorze pozwala na bliski kontakt z lokalną kulturą i buddyjskimi tradycjami.
W Zangla mieszka król, a właściwie dwóch królów doliny Zanskar. Widzimy ich dom i pałac, położone wysoko na skale, ale niestety królów nie ma na miejscu. Dzień zwiedzania Doliny Zanskar należy do jednych z najprzyjemniejszych w Himalajach – super widoki, piękna pogoda, brak obcokrajowców i uśmiechnięci tubylcy.
Powrót z Padum do Kargil – Indie na motocyklu
Z Padum musimy wrócić do Kargil – znów czeka nas 245 km kamienistej drogi. Postanawiamy spróbować pokonać tę trasę w jeden dzień, mimo że większość indyjskich motocyklistów zapewnia nas, że to niemożliwe. Drogę już znamy, więc wiemy, czego się spodziewać i gdzie czekają na nas najtrudniejsze odcinki.
Ku naszemu zaskoczeniu, udaje nam się pokonać trasę szybciej niż zakładaliśmy. Jesteśmy wykończeni, ale nie musimy szukać miejsca do spania – w Kargil od razu pędzimy do hoteliku, gdzie zostawiliśmy część rzeczy.
Trasa do Srinagar przez przełęcz – Zoji La
Następnego dnia wyruszamy główną drogą do Srinagaru. Tego mamy do pokonania ostatnią wysoką przełęcz – Zoji La, która oddziela Ladakh od doliny Kaszmiru. Podjazd na przełęcz jest stosunkowo krótki – tylko 400 metrów, ale zjazd z drugiej strony jest o wiele dłuższy, trudniejszy i bardziej off-roadowy.
Za przełęczą Zoji La krajobraz zmienia się diametralnie – to kolejny „szok klimatyczno-krajobrazowo-kulturowy” na naszej trasie. Góry i cała dolina stają się zielone, a wszędzie wokół widać pola ryżowe. W miasteczkach znikają buddyjskie świątynie, a pojawiają się meczety. Dziewczynki i kobiety noszą chusty, co świadczy o wyraźnej dominacji Islamu.
Styl jazdy na drogach także się zmienia – robi się bardziej chaotycznie, typowo dla nizinnych Indii. Temperatura również idzie w górę. Po południu docieramy do Srinagaru, stolicy Kaszmiru, nazywanego Miastem Ogrodów.
Srinagar „Miasto Ogrodów”
Srinagar, stolica regionu Kaszmiru, to malownicze miasto znane jako „Miasto Ogrodów”. Położone nad brzegami jeziora Dal, słynie z tzw. houseboatów – domów na barkach, które pełnią funkcję hoteli i domów mieszkalnych. Miasto zachwyca pięknymi ogrodami w stylu mogolskim, jak Shalimar Bagh i Nishat Bagh, które kwitną w pełni wiosną i latem. Charakterystyczne dla Srinagaru są także malownicze kanały, po których pływają tradycyjne łodzie shikara, oferujące zarówno transport, jak i sprzedaż towarów. Mimo trudnej sytuacji politycznej, miasto jest spokojne i stanowi popularny cel podróży, zwłaszcza dla tych, którzy pragną odkryć urokliwe krajobrazy Kaszmiru i bogactwo jego kultury.
Główną atrakcją Srinagaru są tzw. boat houses, czyli domy na barkach, które pełnią funkcję hoteli. Na dwóch jeziorach w Srinagarze znajduje się około 1500 takich hotelowych barkasów. Znalezienie odpowiedniego miejsca w dobrej cenie nie jest łatwe, ale dzięki namiarom od spotkanego w Leh Anglika, udaje nam się trafić na fajne miejsce.
Nasza barka wygląda w środku po królewsku, co jest miłą odmianą po skromnych, wręcz prymitywnych warunkach w Ladakhu. Niestety, zmorą Srinagaru są lokalni handlarze, którzy próbują sprzedać wszystko i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Trudno się od nich opędzić, a co gorsza, są bardzo dobrzy w swoim fachu. W końcu coś kupujemy, choć staramy się tego unikać.
Srinagar, podobnie jak cały Kaszmir, cierpi na zastój w turystyce z powodu napiętej sytuacji politycznej. Wszędzie jest pełno armii, a żołnierze na ulicach są uzbrojeni po zęby. Mimo to, atmosfera jest teraz spokojna i bardzo przyjemna.
Podróżowanie po Srinagarze
Cały dzień spędzamy na podróżowaniu tzw. shikarą, czyli małą gondolą. W Srinagarze cały transport miejski odbywa się na takich łódeczkach, co przypomina trochę Wenecję. Pływamy po jeziorach, kanałach łączących jeziora, między barkami-domami, barkami-sklepami i pływającymi ogrodami. Szczególnie pływające ogrody – lilie wodne i inne wodne kwiaty – robią wrażenie.
Pod koniec dnia musimy pomóc naszemu sternikowi w wiosłowaniu z powrotem na naszą barkę-hotelik, bo rozpętuje się niezła burza. Płynięcie pod wiatr łódeczką z daszkiem jest wyzwaniem, docieramy do barki już po ciemku, w pierwszych kroplach deszczu. To jest ostatni moment przed wściekłą burzą.
Jurka urodziny (16.09) również spędzamy w Srinagarze. Co prawda, świętowanie nie jest specjalnie możliwe – muzułmańskie miasto i ramadan nie sprzyjają imprezom – ale i tak jest sympatycznie.
Ciąg dalszy nastąpi…
Dołącz do nas w tej niesamowitej podróży z Polski do Indii. Raz lub dwa razy w miesiącu możesz się spodziewać publikacji kolejnej części naszej przygody. Dzięki temu poczujesz magię tamtych dni, odkryjesz piękno odwiedzonych miejsc i przeżyć wraz z nami wszystkie te niezwykłe chwile. Każdy wpis to nie tylko opowieść o przygodach, ale także o wyzwaniach, które napotkaliśmy na naszej drodze, o ludziach, których poznaliśmy i o kulturach, które mieliśmy szansę zgłębić.
Świat się zmienia, ale wspomnienia z naszych podróży pozostają wieczne. To, co przeżyliśmy, ukształtowało nas i wzbogaciło nasze życie o niesamowite doświadczenia, którymi chcemy się z Tobą podzielić. Każdy odcinek naszej podróży będzie dla Ciebie możliwością przeniesienia się w czasie i przestrzeni, do miejsc pełnych przygód, niespodzianek i pięknych krajobrazów.
Zapraszamy Cię do aktywnego uczestnictwa w tej podróży. Czekamy na Twoje komentarze i refleksje, a może i własne opowieści z podróży! Twoja historia może być inspiracją dla nas i dla innych czytelników. Podziel się z nami swoimi doświadczeniami, spostrzeżeniami i pytaniami. Wspólnie stworzymy społeczność pasjonatów podróży motocyklowych, gotowych dzielić się wiedzą i wspomnieniami. 🙂
Zobacz także
Poznaj wszystkie etapy naszej historycznej wyprawy motocyklowej z Polski do Indii. Czytaj więcej o Motocyklowej Wyprawie do Indii z Aleksandrą Trzaskowską.
Subskrybenci newslettera dostają więcej!
Dołącz do Uskrzydlającego Newslettera MotoBirds, a co dwa tygodnie podrzucimy Ci na maila garść praktycznych wskazówek, inspiracje, ciekawe publikacje czy bieżące informacje ofertowe, które sprawią, że będziesz bliżej zrealizowania swoich podróżniczych marzeń.