Podróż po Indiach motocyklem – Jammu i Radżastan. Pamiętnik podróży.
Podróż motocyklem przez Indie to nieustanne zmaganie się z nieprzewidywalnymi wyzwaniami, jak awaria akumulatora czy niespodziewane choroby. Opóźniony wyjazd ze Srinagaru i zatłoczone drogi do doliny Jammu to dopiero początek naszych przygód. Przymusowy postój w górskiej wiosce Patnitop daje nam chwilę wytchnienia, ale już wkrótce ruszamy dalej w kierunku Amritsaru, gdzie czeka nas spotkanie ze Złotą Świątynią Sikhów – jednym z najbardziej imponujących miejsc w Indiach. Każdy dzień na drodze przynosi nowe wyzwania, od wszechobecnych ciężarówek po nieustępliwy upał, który towarzyszy nam na równinach Pendżabu. Złota Świątynia, pełna pielgrzymów, zachwyca swoją architekturą i gościnnością. Po krótkim odpoczynku ruszamy do Delhi, gdzie w końcu możemy poczuć odrobinę „zachodniego luksusu” w McDonaldzie. W Delhi czeka nas spotkanie ze znajomym motocyklistą GeeDee i niezwykłe doświadczenie – przewóz motocykli pociągiem przez Indie. Nasze przygody w Gauwahati i święto Durga Puja kończą tę pełną emocji podróż, w której codziennie odkrywamy coś nowego.
Motocyklem przez Indie – mała awaria w podróży
Nasz wyjazd ze Srinagaru mocno się opóźnia. Wszystko przez wybryki akumulatora w mojej Afryce – okazuje się, że zniknęła z niego cała woda. Dopiero po znalezieniu sklepu, gdzie można uzupełnić płyn w akumulatorze i naprawić wszystko, udaje nam się wyjechać o 11:30.
Droga ze Srinagaru do doliny Jammu jest straszliwie zatłoczona. Dominują ciężarówki, często bezkarnie wyprzedzające się nawzajem. Trzeba bardzo uważać, bo co chwila ktoś wyjeżdża na czołówkę. W połowie drogi przejeżdżamy przez dwuipółkilometrowy tunel. Dolina po stronie Srinagaru jest jeszcze w miarę przyjazna temperaturowo, ale po wyjechaniu z tunelu atakuje nas upał. Jest naprawdę gorąco. Aż boję się myśleć, jak jest na nizonach, na południu.
Przymusowy postój w Patnitop
Niestety, Jurek łapie grypę – może to przez ten upał. Na noc zatrzymujemy się w Patnitop, górskiej wiosce oddalonej o jakieś 100 km przed Jammu. Temperatury są tu bardziej znośne. Wszyscy radzili nam, by omijać Jammu, bo nic tam ciekawego nie ma, a trasa wydłuża się. W Patnitop zatrzymujemy się na dwa dni. Jurek przez cały czas śpi i dochodzi do siebie, a ja mam przynajmniej czas na zrobienie porządku ze zdjęciami i zaległymi wpisami.
Dalsza podróż do Amritsar
Po dwóch dniach „dochodzenia do siebie” Jurek wreszcie wraca do formy, więc ruszamy dalej. Naszym celem jest Amritsar i Złota Świątynia Sikhów. Droga do Amritsaru miała być łatwa i szybka, ale rzeczywistość okazuje się inna. Cała trasa jest co prawda asfaltowa, ale bynajmniej nie szybka. Ruch jest ogromny, a ilość ciężarówek przeraża. Wszyscy się przepychają, jak to w Indiach bywa.
Amritsar i Złota Świątynia Sikhów
Amritsar to miasto w stanie Pendżab, znane przede wszystkim ze Złotej Świątyni Sikhów, która jest najświętszym miejscem tej religii. Złota Świątynia, zwana również Harmandir Sahib, to imponująca budowla otoczona sztucznym jeziorem Amrit Sarovar, którego wody uważane są za święte. Świątynia jest pokryta złotem, co nadaje jej niezwykłego blasku, zwłaszcza o wschodzie i zachodzie słońca. Miejsce to przyciąga tysiące pielgrzymów i turystów, którzy odwiedzają ją nie tylko ze względu na religijne znaczenie, ale także z powodu jej zapierającej dech w piersiach architektury. W świątyni panuje wyjątkowa atmosfera gościnności – wszyscy odwiedzający mogą tu zjeść i przenocować za darmo przez trzy dni, zgodnie z tradycją „langaru”, czyli darmowego posiłku dla wszystkich.
Jedynie kawałek drogi na skróty, którym omijamy Jammu, jest mniej zatłoczony i przez to przyjemniejszy. Za skrótem wyjeżdżamy na równiny, gdzie na kilka dni żegnamy się z górami. Upał staje się nie do wytrzymania. Przypominają nam się najgorętsze momenty z Iranu.
Na 70 km przed Amritsarem zjeżdżamy na boczną drogę, gdzie ruch nieco maleje. Do miasta wjeżdżamy po południu. Myśleliśmy, że w niedzielę ruch będzie mniejszy, ale niestety okazuje się, że to właśnie w niedzielę mnóstwo pielgrzymów przybywa do Złotej Świątyni. Ilość ludzi, tuk-tuków i rowerów na ulicach jest obłędna. Musimy się asertywnie przepychać, a co skrzyżowanie pytać o drogę, bo oczywiście żadnych znaków nie ma.
Nocleg w Domu Pielgrzyma
W końcu docieramy do Złotej Świątyni. Chcemy nocować w „domu pielgrzyma”, gdzie jedno pomieszczenie jest przeznaczone dla obcokrajowców. Motocykle parkujemy pod schodami na patio. Na całym patio i wszystkich piętrach domu pielgrzyma wszędzie śpią Hindusi – pielgrzymi. Tysiące ludzi. Widok jest niesamowity. Nasz przyjazd, delikatnie mówiąc, nie pozostaje niezauważony. Tłum wokół nas i naszych motocykli jest chyba największy, jaki widzieliśmy – większy nawet niż w Iranie. Dosłownie nie możemy się ruszyć.
W Złotej Świątyni w Amritsarze panuje zasada, że wszyscy odwiedzający mogą tu spać i jeść za darmo przez trzy dni. Zajmujemy sobie łóżka w „pomieszczeniu dla białych”, nakrywamy głowy chustami, zdejmujemy buty i ruszamy do świątyni. Cały kompleks świątynny robi ogromne wrażenie, szczególnie wieczorem, gdy Złota Świątynia jest pięknie podświetlona. Wokół kręcą się tysiące pielgrzymów, nie tylko Sikhów. Ludzie kąpią się w jeziorze, na środku którego stoi Świątynia. Najbardziej zaskakuje nas jednak to, że piją też tę wodę!
Po południu udajemy się do świątynnej stołówki. System żywienia tysięcy pielgrzymów jest tu dopracowany do perfekcji, a większość prac związanych z gotowaniem i sprzątaniem opiera się na wolontariacie. Jedzenie wśród około 1500 pielgrzymów to niezapomniane doświadczenie.
Motocyklem przez Indie – z Amritsaru do Delhi
Z Amritsaru do Delhi planujemy przejechać w jeden dzień. Co prawda to 450 km, ale to przecież jedna z najlepszych dróg w kraju. Tym razem rzeczywiście nie jest źle. Możemy jechać o wiele szybciej niż zazwyczaj. Oczywiście co chwila pojawia się jakiś traktor albo tuk-tuk jadący pod prąd, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Trochę zaskakują nas słonie drepczące wzdłuż autostrady, ale stada bawołów to dla nas już norma.
Atrakcją przejazdu jest lunch w McDonaldzie – pierwszy McDonald’s od ponad pięciu miesięcy! Jak małe dzieci rzucamy się na frytki. Indyjskie jedzenie jest pyszne, ale po tak długim czasie nie możemy sobie odmówić odrobiny „zachodu”.
Wjazd do Delhi
Do Delhi docieramy po południu. Na przedmieściach umawiamy się ze znajomym motocyklistą – GeeDee. Przyjeżdża po nas swoją Hondą, więc nie musimy błądzić po mieście. Do mieszkania GeeDee jedziemy ponad 40 minut, ale udaje nam się ominąć centrum.
Delhi wydaje nam się nadzwyczaj cywilizowane i uporządkowane, przynajmniej w porównaniu do tego, co myśleliśmy trzy lata temu. Wtedy, podczas naszej pierwszej wizyty, miasto wydawało nam się brudną dżunglą. Po pięciu miesiącach jazdy przez różne miejsca w Indiach i nie tylko nasza perspektywa trochę się zmieniła. Nawet jazda motocyklem po Delhi jest łatwiejsza niż w innych indyjskich miastach. U GeeDee zatrzymujemy się na kilka dni – możemy odpocząć i zebrać siły na ostatni, górski etap.
Motocyklem przez Indie, a jednak pociągiem…
W ramach odpoczynku od motocykli robimy małą, dwudniową wycieczkę z Delhi do Agry. Motocykle zostawiamy u GeeDee i do Agry jedziemy pociągiem. Nie mamy siły na zmaganie się z upałem na zatłoczonych drogach. W Agrze, już na dworcu, dopada nas tłum wszelkiego rodzaju naciągaczy. Na szczęście jesteśmy już na nich uodpornieni.
Z dworca od razu ruszamy na podbój Taj Mahal. Mamy spotkać się tam z Alberto, który dotarł do Agry dzień wcześniej, ale niestety nie udaje nam się z nim skontaktować przez cały dzień. Niestety nie udaje nam się z naszym włoskim kompanem podróży. Szkoda, ale zawsze zostaje Europa… Na później.
Zabytki na świecie – Taj Mahal, jeden z siedmiu cudów świata, symbol miłości i majestatycznej architektury
Taj Mahal to jeden z najbardziej rozpoznawalnych zabytków na świecie, uważany za arcydzieło architektury Mogołów. Znajduje się w Agrze, w północnych Indiach. Mauzoleum zostało zbudowane przez cesarza Shah Jahan w XVII wieku jako hołd dla ukochanej żony Mumtaz Mahal, która zmarła podczas porodu. Budowla wykonana jest z białego marmuru, a jej doskonale symetryczna konstrukcja i misternie rzeźbione detale sprawiają, że Taj Mahal jest symbolem wiecznej miłości i piękna. Odbijające się w wodach otaczających go basenów, mauzoleum przyciąga miliony turystów z całego świata, którzy podziwiają jego majestat i subtelność, szczególnie o wschodzie i zachodzie słońca, kiedy marmur mieni się różnymi odcieniami.
W Taj Mahal jest naprawdę dużo zwiedzających – jak dla nas stanowczo za dużo. Ale w końcu to jeden z cudów świata. Samo mauzoleum jest rzeczywiście przepiękne i warto je odwiedzić, nawet w towarzystwie tylu zwiedzających. Spędzamy tam kilka godzin. Najzabawniejsze jest to, że wielu Hindusów zamiast robić zdjęcia Taj Mahal, robi sobie zdjęcia z nami. W końcu jesteśmy tym zmęczeni.
Następnego dnia zwiedzamy pozostałe atrakcje Agry: Czerwony Fort, tzw. Baby Taj, mauzoleum Chini Ka Roza i ogrody Mahtab Bagh, skąd rozciąga się piękny widok na Taj Mahal.
Agra – miasto historycznych i kulturalnych atrakcji
Agra to miasto pełne historycznych i kulturalnych atrakcji, które przyciągają turystów z całego świata. Najsłynniejszą atrakcją jest już wcześniej wspomniany Taj Mahal.
Kolejnym ważnym miejscem jest Czerwony Fort, znany także jako Lal Qila, to imponująca forteca z czerwonego piaskowca, będąca dawną siedzibą władców Mogołów. Fort otoczony jest potężnymi murami i zawiera wiele pałaców, meczetów oraz ogrodów.
Warto również odwiedzić Baby Taj, czyli grobowiec I’timād-ud-Daulah, to mniejsze, ale równie piękne mauzoleum, które stanowi prototyp dla Taj Mahal, wykonane z białego marmuru i ozdobione misternymi inkrustacjami.
Ogrody Mahtab Bagh, znane jako „Ogrody Księżycowego Światła„, znajdują się naprzeciwko Taj Mahal nad rzeką Yamuna w Agrze. Zostały założone przez cesarza Babura i oferują doskonały widok na Taj Mahal, szczególnie o zachodzie słońca. To idealne miejsce na spokojny spacer i podziwianie piękna okolicy.
Mauzoleum Chini Ka Roza to grobowiec poety i ministra Shah Jahan, Afzala Khana, położony nad brzegiem rzeki Yamuna w Agrze. Znane jest z pięknych, niebieskich kafelków, które zdobią fasadę, oraz wyjątkowej architektury, będącej połączeniem stylów perskiego i indyjskiego.
Nasze wrażenia z Agry są pozytywne – trudno przy takich budowlach mieć inne – ale miasto jest dla nas zbyt turystyczne i zatłoczone, a naciągacze są wyjątkowo natarczywi. Do tej pory nie spotkaliśmy się z aż takim natężeniem krętactwa.
Powrót z Agry do Delhi
Z Agry do Delhi wracamy „sypialnym pociągiem”. Choć podróż trwa tylko trzy godziny, nasz pociąg jedzie aż z Mumbaju i ma tylko sypialne wagony. Pociąg sypialny w Indiach różni się od tych w Europie – nie ma przedziałów, a łóżka są rozmieszczone zarówno w poprzek, jak i wzdłuż wagonu. Muszę przyznać, że to całkiem wygodna koncepcja.
W Delhi spędzamy kolejny dzień z GeeDee. Dużo rozmawiamy, a wieczorem delektujemy się pyszną kolacją. Naszym następnym celem jest Bhutan. Z Delhi do granicy bhutańskiej mamy prawie 2000 km jazdy przez upalne niziny Indii, w tym przez niezbyt „przyjazny” region Bihar. Postanawiamy więc pokonać tę odległość… pociągiem, oczywiście wspólnie z motocyklami…
W stronę Bhutanu
Planujemy pojechać z motocyklami pociągiem do Gauwahati i stamtąd wjechać do Bhutanu od wschodu, zamiast jak wcześniej planowaliśmy, od zachodu. Dzięki temu chcemy zaoszczędzić kilka dni na jazdę po Sikkimie i Bhutanie – pięknych, kulturowo bogatych i mało dostępnych górach. 28-godzinna podróż pociągiem, razem z motocyklami, to dla nas zupełnie nowe i ciekawe doświadczenie.
Na szczęście przewożenie motocykli pociągiem w Indiach nie jest niczym niezwykłym. Wiele osób tak robi. Jedyną różnicą jest wielkość naszych maszyn – pracownicy kolei są przyzwyczajeni do małych Royal Enfieldów, a nie do maszyn wielkości Honda Afryka Twin. 26 września rano ruszamy razem z GeeDee na New Delhi Railway Station, główny dworzec w Delhi.
Pakowanie motocykli do pociągu
Przejazd przez centrum miasta jest wyjątkowo przyjemny – bez „indyjskich” szaleństw na drogach. Delhi kolejny raz zaskakuje nas pozytywnie! GeeDee parkuje swoją małą Hondę przed dworcem, a my wjeżdżamy Afrykami na peron, do „punktu pakowania”.
Zaczyna się typowy indyjski chaos – wszyscy chcą pakować nasze motocykle i przekrzykują się w ofertach. Zręcznie omijamy większość krzykaczy i gigantyczne stosy paczek, kierując się do wcześniej umówionego „pakowacza”. Teoretycznie trzeba opróżnić baki motocykli, ale w praktyce okazuje się, że nie jest to konieczne.
Pakowanie motocykli polega na oblepieniu ich kartonami i workami jutowymi, by przetrwały podróż w całości. Cały bagaż zostawiamy oczywiście przytroczony do motocykli. Nasze maszyny „ubrane w worki i kartony” wyglądają zabawnie!
Po pakowaniu przyszedł czas na papierkową robotę, gdzie zaczynają się schody. Cena przewozu motocykli dla białych okazuje się znacznie wyższa niż dla Hindusów. Jeden z urzędników nagle stwierdza, że kolej w ogóle nie przyjmuje zagranicznych motocykli. Sytuację ratuje fakt, że jestem „kobietą prowadzącą duży motocykl”, co szybko zmienia zdanie urzędnika.
Całymi negocjacjami z pracownikami kolei zajmuje się GeeDee. Nam każe czekać i nie pokazywać się, żeby stawka łapówek nie wzrosła. Czekamy więc cierpliwie, rozłożeni w cieniu na paczkach porozkładanych po peronie. Hindusi na początku zaciekawieni nami i motocyklami, szybko przyzwyczajają się do naszej obecności. Papierologia trwa długo, ale w końcu GeeDee wraca z sukcesem.
Motocyklem przez Indie – czy możemy jechać dalej?
Ostatnim etapem jest przepychanka z łapówką za „zrobienie miejsca dla motocykli w wagonie towarowym”. Hindusi próbują nas przechytrzyć, ale jako starzy wyjadacze, nie dajemy się i płacimy lokalną stawkę. Ładowanie motocykli odbywa się w wyjątkowo chaotyczny sposób.
Najpierw trzeba przetoczyć motocykle na peron, co robimy we trójkę, bo wszyscy Hindusi boją się dotknąć naszych olbrzymów. Ustawiamy się w pobliżu paczek czekających na załadowanie. Pociąg przyjeżdża spóźniony i mamy mało czasu na załadowanie wszystkiego. Pakowacze zaczynają wrzucać pudła do wagonu, a my czekamy, aż przyjdzie kolej na nas.
Jurek z pomocą 20 Hindusów i GeeDee podnosi przód Afryki i motocykl zostaje wepchnięty do pociągu. Potem przychodzi kolej na mój sprzęt. Kiedy motocykle są już w środku, Hindusi nerwowo wrzucają resztę paczek, w tym metalowe krzesła, które lądują na naszych motocyklach.
Musimy biegiem pędzić do naszego wagonu, bo do odjazdu została minuta. Wpadamy do wagonu, machamy GeeDee przez szybę i pociąg rusza! GeeDee okazuje się nieocenioną pomocą przy całej „operacji pociąg”. Nasz czterołóżkowy zakamarek dzielimy z nepalskim małżeństwem. Jesteśmy jedynymi białymi w wagonie, a może i w całym pociągu. Przed nami 28 godzin jazdy.
W drodze do Gauwahati
Pociąg okazuje się wyjątkowo wygodny i „cywilizowany”. Jedzenie jest naprawdę wyśmienite, a ilość pożywienia, jaką nam serwują, nie do przejedzenia. Przez ponad połowę drogi śpimy jak zabici, odsypiając trudy podróży. W końcu nie musimy się nigdzie spieszyć ani niczym martwić.
Reszta czasu mija nam na czytaniu i rozmowach z Nepalczykami. Podróż mija bardzo szybko i wcale się nie dłuży. Mamy też okazję obserwować zmieniający się krajobraz za oknami. Assam w którym leży Gauwahati, to płaski, gorący i porośnięty dżunglą region. W porównaniu do okolic Delhi, które ostatnio widzieliśmy, krajobraz zmienia się radykalnie. Znów znajdujemy się w dżungli, którą ostatni raz żegnaliśmy w Nepalu.
Do Gauwahati docieramy pod wieczór i od razu pędzimy do wagonu bagażowego. Gdy otwierają drzwi, część paczek sama wysypuje się na peron. Spod pierwszej warstwy pudełek widać nasze motocykle. W podróży ucierpiało tylko jedno lusterko Jurka oraz moje – na szczęście się nie połamały – i trochę owiewka. Mamy nauczkę na przyszłość – następnym razem trzeba odkręcić wszystkie wystające elementy.
Rozładunek motocykli z pociągu
Z wyciąganiem motocykli z pociągiem jest podobnie jak z pakowaniem. Jurek z pomocą kilkunastu Hindusów, wypycha sprzęty z wagonu na peron. Ponieważ różnica wysokości jest spora, Afryki trochę się zaklinowują na osłonie silnika, ale jakoś udaje się je sprowadzić na peron. Od razu zdejmujemy z motocykli wszystkie worki i pudła. Wyjście z dworca jest po drugiej stronie peronu, więc po prostu odpalamy sprzęty i przejeżdżamy przez cały dworzec.
Większość tubylców jest zachwycona, jedynie jakiś pracownik stacji krzyczy, że nie wolno jeździć. Jurek po prostu jedzie dalej, udając, że go nie słyszy. Ja, zupełnie niepotrzebnie, zatrzymuję się i gaszę motocykl. Przepycham potwora przez dwa metry, a kiedy pracownik się odwraca, wskakuję z powrotem na siodło, odpalam silnik i pędzę w stronę wyjścia.
Przy bramie wyjściowej okazuje się, że nie mamy jakiegoś papierka, żeby wyjechać do miasta. Dość asertywnie kłócimy się, że żadnego papierka nie potrzebujemy. W końcu Jurek wraca z jednym „krzykaczem” do wagonu bagażowego, skąd mieliśmy rzekomo dostać brakujący dokument (i oczywiście coś zapłacić). Pan dowodzący z wagonu bagażowego pokrzyczał trochę na tego z peronu i okazuje się, że jednak żadnego papierka nie potrzebujemy. W końcu wyjeżdżamy za bramę dworca.
Upał jest niemiłosierny, mimo że jest już 19:00. Po ciemku nie chcemy krążyć po mieście, więc udajemy się do pierwszego, cywilizowanie wyglądającego hoteliku. Po kilku minutach pod zimnym prysznicem, gdy już dochodzimy do siebie, ruszamy do miasta. Mamy szczęście, bo w Gauwahati właśnie obchodzone jest jedno z ważniejszych świąt hinduskich – Durga Puja. Na ulicach stoją kolorowe hinduskie kapliczki, w których odbywają się tańce i modły.
Hinduskie święto Durga Puja
Durga Puja to jedno z najważniejszych i najbardziej barwnych świąt hinduskich, szczególnie hucznie obchodzone w Bengalu Zachodnim i innych częściach Indii. Święto to jest poświęcone bogini Durga, symbolizującej zwycięstwo dobra nad złem. Przez kilka dni, ulice miast wypełniają się kolorowymi dekoracjami, muzyką, tańcami i modlitwami. Kulminacyjnym momentem jest ostatni dzień, kiedy wizerunki bogini Durga są zanurzane w rzekach lub innych zbiornikach wodnych, symbolizując jej powrót do niebios. To święto łączy społeczności i celebruje siłę, odwagę i triumf sprawiedliwości.
Zaglądamy do kilku takich kapliczek. Od razu zostajemy poczęstowani lokalnymi smakołykami przygotowanymi na Puja. Najedliśmy się do syta! Ilość kolorów, dźwięków i zapachów, jakie zastajemy w kapliczkach, jest niesamowita. To naprawdę barwnie obchodzone święto.
Ciąg dalszy nastąpi…
Dołącz do nas w tej niesamowitej podróży z Polski do Indii. Raz lub dwa razy w miesiącu możesz się spodziewać publikacji kolejnej części naszej przygody. Dzięki temu poczujesz magię tamtych dni, odkryjesz piękno odwiedzonych miejsc i przeżyć wraz z nami wszystkie te niezwykłe chwile. Każdy wpis to nie tylko opowieść o przygodach, ale także o wyzwaniach, które napotkaliśmy na naszej drodze, o ludziach, których poznaliśmy i o kulturach, które mieliśmy szansę zgłębić.
Świat się zmienia, ale wspomnienia z naszych podróży pozostają wieczne. To, co przeżyliśmy, ukształtowało nas i wzbogaciło nasze życie o niesamowite doświadczenia, którymi chcemy się z Tobą podzielić. Każdy odcinek naszej podróży będzie dla Ciebie możliwością przeniesienia się w czasie i przestrzeni, do miejsc pełnych przygód, niespodzianek i pięknych krajobrazów.
Zapraszamy Cię do aktywnego uczestnictwa w tej podróży. Czekamy na Twoje komentarze i refleksje, a może i własne opowieści z podróży! Twoja historia może być inspiracją dla nas i dla innych czytelników. Podziel się z nami swoimi doświadczeniami, spostrzeżeniami i pytaniami. Wspólnie stworzymy społeczność pasjonatów podróży motocyklowych, gotowych dzielić się wiedzą i wspomnieniami. 🙂
Zobacz także
Poznaj wszystkie etapy naszej historycznej wyprawy motocyklowej z Polski do Indii. Czytaj więcej o Motocyklowej Wyprawie do Indii z Aleksandrą Trzaskowską.
Subskrybenci newslettera dostają więcej!
Dołącz do Uskrzydlającego Newslettera MotoBirds, a co dwa tygodnie podrzucimy Ci na maila garść praktycznych wskazówek, inspiracje, ciekawe publikacje czy bieżące informacje ofertowe, które sprawią, że będziesz bliżej zrealizowania swoich podróżniczych marzeń.