Podróż motocyklem przez Nepal: Monsuny, dżungla i kultura plemienia Tharu. Pamiętnik podróży.
Nepal przywitał nas niespodziewanymi wyzwaniami, od chaosu na granicy po ekstremalne warunki na drogach. Przeżycia te jednak tylko wzmocniły naszą miłość do podróżowania motocyklem. W tym wpisie podzielimy się historiami z naszej trasy przez malownicze górskie serpentyny, zatopione w tropikalnej zieleni niziny Terai, aż po ukryte w dżungli wioski plemienia Tharu. Przygotuj się na opowieści o trudach pokonywania błotnistych osuwisk, przeprawach przez rwące rzeki oraz magicznych chwilach w otoczeniu przyrody Nepalu. Wspólnie odkryjemy fascynujące miejsca, m.in.: Kathmandu, Sauraha i Park Narodowy Bardia.
Granica chińsko-nepalska i chaos formalności
Do przejścia granicznego Friendship Bridge mieliśmy z hotelu około 8 km. Ruszyliśmy z samego rana. Przed samą granicą, na ostatnim kamienistym i śliskim zakręcie, zaliczyłam spektakularnego orła. Prawe lusterko motocykla zamieniło się w pajęczynę… Niezły początek dnia.
Na granicy okazało się, że brakuje nam jednego papierka celnego, który powinien być dosłany przez przejście graniczne w Xinjiangu, gdzie wjeżdżaliśmy do Chin. I tak zaczęło się dzwonienie, pytanie, faksowanie… Wszystko trwało osiem godzin. Przez cały dzień siedzieliśmy na przejściu granicznym po stronie chińskiej, ćwicząc cierpliwość. Na szczęście mieliśmy okazję podglądać codzienne życie przygraniczne.
Kiedy już sądziliśmy, że tego dnia granicy nie przekroczymy, brakujący dokument w końcu się pojawił. Na załatwienie formalności i przekroczenie chińsko-nepalskiej granicy mieliśmy tylko półtorej godziny! Wszystkie nasze bagaże przeszły kontrolę celną. Pomogło nam ośmiu Nepalczyków, którzy przenieśli kufry i torby przez most na stronę nepalską. Motocykle musieliśmy przetoczyć, bo przejazd był zakazany.

Pierwsze wrażenia z Nepalu
Po stronie nepalskiej zapanował chaos. Tłum ludzi, rozklekotana droga i mnóstwo zamieszania. Na szczęście celne formalności pomógł nam załatwić lokalny przewodnik. Dzięki jego pomocy w 20 minut stawiliśmy się u pograniczników po wizy – pięć minut przed zamknięciem okienek! Szybko wypełniliśmy wnioski, a po kolejnych pięciu minutach wizy były już w paszportach. Jeszcze kontrola sanitarna, mierzenie temperatury i… udało się! Była 16:10 czasu nepalskiego, granica zamknęła się o 16:00.
Droga po nepalskiej stronie była w jeszcze gorszym stanie – błotnista, z wieloma osuwiskami. Ludzie wydawali się jednak bardziej uśmiechnięci niż Tybetańczycy. Nawet w najbiedniejszych wioskach można było porozumieć się po angielsku.
Spokojny wieczór w obozie Borderlands Camp nad Bhote Kosi
Do Kathmandu tego dnia nie było szans dotrzeć. Wiedzieliśmy, że 30 km od granicy jest camping Borderlands, gdzie trzy lata temu zaczynaliśmy rafting. Bardzo chcieliśmy tam wrócić. Dojechaliśmy pod wieczór, akurat gdy robiło się szaro. Byliśmy jedynymi gośćmi. W porze monsunowej rafting na Bhote Kosi jest niemożliwy, bo rzeka jest pełna wściekle pędzącej wody.
Camping okazał się rajską osadą w dżungli z małą, uroczą knajpką krytą strzechą. Wieczór spędziliśmy przy pysznym jedzeniu (odmiana po Tybecie) i piwie. Jurek powiedział, że poczuł się tu jak w domu – i faktycznie, klimat był znajomy i przyjazny.
Obóz Borderlands Camp nad Bhote Kosi
To prawdziwa oaza spokoju pośród nepalskiej dżungli. Położony nad rwącą rzeką, zachwyca rajską scenerią, klimatycznymi namiotami krytymi strzechą i uroczą knajpką serwującą lokalne przysmaki. To idealne miejsce na odpoczynek, zwłaszcza po trudach podróży przez wymagające górskie trasy Nepalu. W porze monsunowej rafting na Bhote Kosi jest niemożliwy, co sprawia, że panuje tu wyjątkowy spokój i kameralna atmosfera.






Podróż motocyklem przez Nepal: trudna droga do Bakhtapur
Do Kathmandu mieliśmy 100 km górskiej drogi, na której największym wyzwaniem były osuwiska ziemi – nieodłączna cecha tras w Nepalu podczas monsunu. Każdy zakręt mógł skrywać błotnisty odcinek lub świeżo rozmyty fragment drogi, zablokowany przez lawiny błotne. Mimo trudności nasze załadowane Afryki radziły sobie z tym wyzwaniem, choć nie były tak zwinne jak lokalne lekkie motocykle, które niemal tańczyły między przeszkodami.
Podziwiając zapierające dech w piersiach widoki, powoli przedzieraliśmy się przez te górskie serpentyny. Co chwila mijaliśmy malownicze wioski, w których życie zdawało się toczyć w zupełnym spokoju, w kontraście do naszych zmagań na trasie.
Im bliżej Bhaktapur, tym bardziej ruch na drodze zaczynał przypominać indyjski styl – totalny chaos, lewostronny ruch i wszędzie wciskające się małe motocykle oraz ciężarówki, które zdawały się jechać bez zasad. Po dwóch miesiącach jazdy po pustych górskich drogach takie zamieszanie było dla nas niemałym szokiem.
Bhaktapur dawna stolica Nepalu
Miasto pełne historycznego uroku i kultury. Słynie z przepięknej architektury, brukowanych uliczek i bogato zdobionych świątyń, które przenoszą w czasie. Spacerując po jego zaułkach, można poczuć niepowtarzalny klimat lokalnych świąt, kolorowych procesji i codziennego życia mieszkańców. To miejsce, które zachwyca spokojem i pozwala odkryć esencję nepalskiej tradycji.






Bhaktapur przywitał nas w pełnej krasie – trafiliśmy akurat na lokalne święto. Kolorowe procesje, głośna muzyka i barwne dekoracje sprawiały, że miasto tętniło życiem. Spacerując po uliczkach, co chwilę natykaliśmy się na grupy świętujących mieszkańców. Turystów było mniej niż podczas naszej wizyty trzy lata temu, ale sierpień to przecież niski sezon na Nepal. Z sentymentem wróciliśmy do miejsc, które pamiętaliśmy z poprzedniego pobytu. Zwiedzanie Bhaktapur było dla nas jak odgrzebywanie dawnych wspomnień – tych szczególnie miłych.
Kathmandu: w sercu nepalskiego chaosu
Po kilku godzinach eksploracji ruszyliśmy w stronę Kathmandu. Droga, choć krótka – zaledwie 10 km – okazała się nie lada wyzwaniem. Ruch przypominał istne pole bitwy, gdzie każdy próbował przebić się na własną rękę. Motocykle, rikszarze, piesi, samochody – wszyscy walczyli o każdy skrawek drogi. Musisz wiedzieć, że jazda w Kathmandu to doświadczenie, które zostaje w pamięci na zawsze.
Kathmandu tętniąca życiem stolica Nepalu
Miejsce, gdzie chaos miejski splata się z duchowością. Znana z licznych świątyń, bazarów i zabytków, takich jak Durbar Square, przyciąga zarówno turystów, jak i pielgrzymów. Miasto oferuje unikalny klimat, łącząc tradycyjne rytuały z codziennym zgiełkiem. Kathmandu to serce nepalskiej kultury, pełne kontrastów i niezapomnianych wrażeń.
W końcu dotarliśmy do spokojnego hoteliku niedaleko Thamelu. Świadomie unikaliśmy centrum, bo Thamel, choć kultowy, jest miejscem, gdzie zawsze jest gwarno i tłoczno. Sam przejazd przez Thamel na motocyklach był wystarczającym przeżyciem. Po odstawieniu motocykli na dziedziniec hotelowy, zdecydowaliśmy, że przez resztę pobytu w Kathmandu w ogóle ich nie ruszymy.
Wieczorem mogliśmy w końcu odetchnąć i cieszyć się ciszą. Po dniu pełnym emocji miasto zaczęło nas powoli wciągać swoim specyficznym, niepowtarzalnym klimatem. Kathmandu to miejsce, gdzie chaos i harmonia zdają się istnieć obok siebie w idealnej równowadze.



Podróż motocyklem przez Nepal: droga do Saurahy
Po kilku dniach spędzonych w Kathmandu postanowiliśmy zmienić otoczenie i wyruszyć na południe Nepalu, do Saurahy – miejsca będącego bramą do Parku Narodowego Chitwan. Trasa miała zaledwie 150 km, ale szybko okazało się, że to nie będzie łatwy odcinek. Droga, która nazywa się „highwayem”, to w rzeczywistości jednopasmowa, kręta ścieżka wijąca się przez góry. Monsunowe deszcze dodatkowo utrudniały jazdę – liczne osuwiska błota, mokre serpentyny i wszechobecny ruch ciężarówek sprawiały, że musieliśmy być wyjątkowo ostrożni. Stromo, ślisko, ciasno – każdy kilometr wymagał pełnej koncentracji.
Sauraha to malownicza wioska w południowym Nepalu
Brama do Parku Narodowego Chitwan. Znana z tradycyjnych domków plemienia Tharu, oferuje unikalny wgląd w ich kulturę i codzienne życie. To miejsce, gdzie można odpocząć w otoczeniu pól ryżowych, tropikalnej roślinności i ciszy natury. Sauraha jest także idealnym punktem wypadowym na safari, piesze wędrówki czy spływy canoe pośród dzikiej przyrody.
Pierwsza część trasy prowadziła przez góry otaczające dolinę Kathmandu, gdzie zaskoczyły nas przepiękne widoki, choć częściej patrzyliśmy pod koła motocykla niż na otaczające nas krajobrazy. Adrenalina sięgała zenitu, zwłaszcza na stromych zakrętach wśród tłumu pojazdów. Odcinek przez niziny był nieco spokojniejszy, ale nie brakowało tu błota i rozmytych odcinków drogi. Każde napotkane osuwisko ziemi oznaczało kolejne wyzwanie, by przedostać się dalej. Czasami mieliśmy wrażenie, że droga ciągnie się w nieskończoność, ale w końcu, zmęczeni, dotarliśmy do Saurahy w porze lunchu.
Zakwaterowaliśmy się w niewielkim ośrodku, położonym nad rzeką, tuż na obrzeżach parku. Domki otaczały pola ryżowe, a w powietrzu czuć było wilgoć tropików. To miejsce różniło się od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy. Po surowych, pustynnych krajobrazach Tybetu i gwarze Kathmandu przenieśliśmy się do zupełnie innego świata – pełnego zieleni, spokoju i naturalnego piękna. Tropikalna roślinność, odgłosy dżungli i ciepłe powietrze działały na nas kojąco. Miejsce wyglądało niemal jak wyjęte z bajki.
Sauraha i magiczny Park Narodowy Chitwan – plemie Tharu, farma słoni i krokodyli, wędrówki po dżungli
Popołudnie spędziliśmy na zwiedzaniu Saurahy – wioski zamieszkanej przez plemię Tharu. Ich domki z gliny i bambusa, kryte strzechą, przypominały dawne czasy, a sposób życia był prosty, ale pełen harmonii z naturą. Ludzie z plemienia Tharu okazali się serdeczni i otwarci, co dodało nam energii po trudach podróży. Spacerując wąskimi ścieżkami wioski, z zachwytem obserwowaliśmy ich codzienność – prace w polach ryżowych, dzieci bawiące się na błotnistych drogach i uśmiechniętych mieszkańców, którzy z ciekawością przyglądali się nam i naszym motocyklom.
Plemię Tharu
Rdzenny lud zamieszkujący tereny nizinne Nepalu, szczególnie region Terai. Znani są z wyjątkowej harmonii z naturą oraz charakterystycznych, glinianych i bambusowych domów krytych strzechą. Ich kultura, pełna barwnych tradycji i rytuałów, od wieków kształtowała się w zgodzie z otaczającą ich dżunglą. Tharu to gościnni i serdeczni ludzie, których codzienność wciąż silnie związana jest z rolnictwem i lokalnym rzemiosłem.









Następnego dnia czekały na nas niezapomniane przygody w dżungli. Rano rozpoczęliśmy pieszą wędrówkę, zanurzając się w gęstwinę tropikalnej roślinności. Dżungla tętniła życiem – wszędzie słyszeliśmy śpiew ptaków, nawoływania małp i odgłosy, których nie potrafiliśmy zidentyfikować. Tropikalna wilgoć sprawiała, że ubrania kleiły się do skóry, a każdy krok wymagał wysiłku, ale otaczająca nas przyroda wynagradzała te trudy. Przewodnik, który nam towarzyszył, opowiadał o faunie i florze tego regionu, pokazując ślady zwierząt i wyjaśniając, jak przetrwać w tym wymagającym środowisku.
Po południu czekała na nas kolejna atrakcja – przejażdżka na słoniach. Z ich grzbietu mieliśmy zupełnie nową perspektywę na dżunglę. Te niesamowite zwierzęta poruszały się z niezwykłą gracją, pokonując gęste zarośla, błotniste tereny i wąskie ścieżki, które wydawały się nieprzejezdne. Moment kulminacyjny nastąpił, gdy spotkaliśmy nosorożca. Patrzenie na tego olbrzyma z bliska zapierało dech w piersiach. Na szczęście słonie budzą respekt nawet u takich gigantów, więc czuliśmy się bezpiecznie.
Wieczorem spróbowaliśmy czegoś zupełnie wyjątkowego – kąpieli w rzece ze słoniem. Na początku mieliśmy pewne obawy, ale szybko przekonaliśmy się, że te zwierzęta są nie tylko spokojne, ale i pełne poczucia humoru. Nasz słoń z premedytacją zrzucał nas z grzbietu do wody, co kończyło się salwami śmiechu i kolejnymi próbami wdrapania się na jego plecy. To była niezapomniana zabawa, która pozostanie w naszej pamięci na długo.
Na zakończenie dnia wzięliśmy udział w spływie canoe po rzece, pełnej leniwie pływających krokodyli. Utrzymywaliśmy bezpieczny dystans, ale sama świadomość ich obecności dodawała dreszczyku emocji. Cisza, przerywana tylko odgłosami natury, pozwoliła nam poczuć prawdziwe piękno i dzikość tego miejsca.
Pomimo wszechobecnego deszczu, Sauraha i Park Narodowy Chitwan okazały się jednym z najbardziej magicznych miejsc, jakie mieliśmy okazję odwiedzić. Każda chwila spędzona tutaj była pełna przygód, spokoju i kontaktu z dziką naturą. To miejsce stało się dla nas swego rodzaju oazą w podróży, która nie przestaje nas zaskakiwać.
Park Narodowy Chitwan
Jeden z najstarszych parków narodowych Nepalu, wpisany na listę UNESCO. Słynie z bogatej fauny, w tym nosorożców, tygrysów bengalskich i krokodyli, które można obserwować podczas safari na słoniach lub spływu canoe. Tropikalna dżungla i rozległe tereny bagienne oferują niezapomniane wrażenia bliskiego kontaktu z dziką przyrodą. To idealne miejsce dla miłośników natury i przygód.



Podróż motocyklem przez Nepal: Trudna droga do Bardii
Z Saurahy wyruszyliśmy wczesnym rankiem, świadomi, że czeka nas długi dzień w siodle. Do Bardii mieliśmy jakieś 450 kilometrów – może nie brzmi to jak wielkie wyzwanie, ale w nepalskich realiach to była spora odległość. Trasa wiodła przez niziny i trzy niewielkie pasma górskie, które Nepalczycy z przekąsem nazywają „pagórkami”. Monsun nie dawał za wygraną – po godzinie jazdy zaczęło padać, a deszcz z krótkimi przerwami towarzyszył nam przez cały dzień.
Park Narodowy Bardia
Park Narodowy położony w zachodnim Nepalu, znany z dziewiczej przyrody i różnorodności dzikich zwierząt. To jedno z niewielu miejsc, gdzie można zobaczyć tygrysa bengalskiego w jego naturalnym środowisku. Bardia oferuje spokojniejszą atmosferę niż bardziej popularny Park Chitwan, co czyni go idealnym miejscem dla miłośników przyrody szukających ciszy i autentycznych wrażeń. Tereny parku zamieszkuje również plemię Tharu, które żyje w harmonii z otaczającą dżunglą.






Ulewa była momentami tak intensywna, że widoczność przez wizjer kasku była niemal zerowa. W części górzystej od razu pojawiły się świeże osuwiska. Niektóre z nich udało się ominąć, inne wymagały nie lada wysiłku, by przepchnąć motocykle przez błotniste, grząskie odcinki. Gdy tylko teren się wypłaszczył, myśleliśmy, że odetchnęliśmy z ulgą. Nic bardziej mylnego – droga przez niziny była zalana wodą. Do tej pory zalane były głównie pola ryżowe wokół drogi, ale teraz deszcz sprawił, że woda zaczęła wylewać się także na asfalt. Kilka wiosek, przez które przejeżdżaliśmy, wyglądało jak zatopione. Domy stały w wodzie, a mieszkańcy brodzili po kolana w błocie. Jazda możliwa była tylko główną drogą, która – choć również zalana – miała równą, asfaltową nawierzchnię. Boczne ścieżki zamieniły się w błotniste bagna, nieprzejezdne nawet dla miejscowych pojazdów.
Przeprawa przez rzekę i zmagania z błotem
W Butwal, niedaleko Lumbini, zatrzymaliśmy się na chwilę, by obejrzeć most, który wyglądał, jakby miał zaraz się rozpaść. Wściekła rzeka rozlewała się na boki, zalewając miasteczko. Zebrany na moście tłum miejscowych z przejęciem obserwował rosnący poziom wody. Pomyśleliśmy, że skoro nawet oni martwią się o sytuację, to coś jest na rzeczy. Zdecydowaliśmy się jednak jechać dalej, mając nadzieję, że kolejne odcinki będą lepsze.
Za Butwal sytuacja faktycznie trochę się poprawiła. Droga była bardziej przejezdna, a ulewa chwilowo zelżała. Do miasteczka Anbassa, z którego mieliśmy skręcić w stronę Bardii, dotarliśmy bez większych przeszkód. To właśnie tutaj, niemal na sam koniec dnia, czekała na nas największa niespodzianka. Most prowadzący do wioski w parku został zmyty przez monsun jeszcze w zeszłym roku. Aby dotrzeć do celu, musieliśmy przeprawić się przez szeroką na 50 metrów rzekę. Miejscowi przekonywali nas, że w normalnych warunkach to mały strumień, ale teraz, po kilku dniach intensywnych opadów, poziom wody znacznie się podniósł.
Butwal w Nepalu
Jedno z ważniejszych miast w południowym Nepalu, położone w regionie Terai, niedaleko granicy z Indiami. Stanowi strategiczny węzeł komunikacyjny, łączący różne części kraju oraz Indie. Miasto oferuje mieszankę kulturową i dynamiczną atmosferę, z licznymi targami, świątyniami i lokalnymi restauracjami. Butwal jest również punktem wypadowym do zwiedzania pobliskich atrakcji, takich jak Lumbini – miejsce narodzin Buddy.
Najpierw musieliśmy sprowadzić motocykle stromą, błotnistą skarpą na brzeg rzeki. Miejscowi pomagali nam przepchnąć maszyny przez niewielki kanałek, po czym wskazali najpłytsze miejsce do przeprawy. Woda sięgała do ud, ale na szczęście udało się przejść na drugi brzeg bez żadnych wywrotek. Byliśmy zmęczeni, mokrzy, ale zadowoleni – kolejne wyzwanie za nami.
Jak się okazało, to była dopiero zapowiedź dalszych trudności. Do wioski w parku mieliśmy jeszcze około 12 kilometrów. Trasa wiodła przez błotniste kanały z wodą do kolan i wąskie groble rozdzielające pola ryżowe. Każdy metr wymagał ogromnego wysiłku – motocykle ślizgały się i grzęzły w błocie, a my walczyliśmy z nimi w dusznym, gorącym powietrzu. Po całym dniu jazdy w deszczu to była prawdziwa próba wytrzymałości.






Motocyklem przez Nepal – droga pełna błota, rzek i przygód
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, wioska wyglądała jak zagubiona w dżungli. Brakowało elektryczności – prąd pojawiał się jedynie na kilka godzin dziennie. Nocą światło dawały jedynie lampy naftowe, co dodawało miejscu niezwykłego klimatu. Spędziliśmy dwa dni w tej urokliwej okolicy, poznając życie plemienia Tharu. Ludzie byli serdeczni, a ich codzienność – prosta i bliska naturze – zrobiła na nas ogromne wrażenie. Odwiedziliśmy farmę słoni i krokodyli, a także wybraliśmy się na piesze wędrówki po dżungli. Brodząc po kolana w błocie, czuliśmy się jak prawdziwi odkrywcy.
Pogoda dopisała – przez dwa dni świeciło słońce, co pozwoliło nam w pełni cieszyć się tym miejscem. Z ulgą myśleliśmy o powrocie – liczyliśmy, że błoto choć trochę przeschnie, a droga przez rzekę będzie łatwiejsza do pokonania. Jednak Nepal ma to do siebie, że zawsze potrafi zaskoczyć, więc przygotowaliśmy się na kolejne wyzwania.
Ciąg dalszy nastąpi…
Dołącz do nas w tej niesamowitej podróży z Polski do Indii. Raz lub dwa razy w miesiącu możesz się spodziewać publikacji kolejnej części naszej przygody. Dzięki temu poczujesz magię tamtych dni, odkryjesz piękno odwiedzonych miejsc i przeżyć wraz z nami wszystkie te niezwykłe chwile. Każdy wpis to nie tylko opowieść o przygodach, ale także o wyzwaniach, które napotkaliśmy na naszej drodze, o ludziach, których poznaliśmy i o kulturach, które mieliśmy szansę zgłębić.
Świat się zmienia, ale wspomnienia z naszych podróży pozostają wieczne. To, co przeżyliśmy, ukształtowało nas i wzbogaciło nasze życie o niesamowite doświadczenia, którymi chcemy się z Tobą podzielić. Każdy odcinek naszej podróży będzie dla Ciebie możliwością przeniesienia się w czasie i przestrzeni, do miejsc pełnych przygód, niespodzianek i pięknych krajobrazów.
Zapraszamy Cię do aktywnego uczestnictwa w tej podróży. Czekamy na Twoje komentarze i refleksje, a może i własne opowieści z podróży! Twoja historia może być inspiracją dla nas i dla innych czytelników. Podziel się z nami swoimi doświadczeniami, spostrzeżeniami i pytaniami. Wspólnie stworzymy społeczność pasjonatów podróży motocyklowych, gotowych dzielić się wiedzą i wspomnieniami. 🙂
Zobacz także
Poznaj wszystkie etapy naszej historycznej wyprawy motocyklowej z Polski do Indii. Czytaj więcej o Motocyklowej Wyprawie do Indii z Aleksandrą Trzaskowską.


Subskrybenci newslettera dostają więcej!
Dołącz do Uskrzydlającego Newslettera MotoBirds, a co dwa tygodnie podrzucimy Ci na maila garść praktycznych wskazówek, inspiracje, ciekawe publikacje czy bieżące informacje ofertowe, które sprawią, że będziesz bliżej zrealizowania swoich podróżniczych marzeń.